czwartek, 28 kwietnia 2016

Rosjanie nadchodzą!


Dzięki Rilianowi i jego niezłomnej wierze w cel godnej prawdziwego Czerwonoarmisty mogę zaprezentować kolejnę raporty

Wczoraj jednostki zwiadu Armii Czerwonej znowu spotkały zwiad Wehrmachtu. W ruinach miasta rozegrała się bardzo zaciekła, choć wbrew pozorom mało krwawa bitwa. Rosjanie dość szybko zajęli centralny punkt stołu, lecz dotarli do niego wymęczeni ogniem okopanych Niemców. Od ognia broni maszynowej i wspierającej faszystów haubicy zginęła 1/3 wszystkich moich żołdaków. Punkt został zdobyty tylko po to, żeby sołdaci zobaczyli nadjeżdżający transporter półgąsienicowy z drużyną niemieckich pionierów uzbrojonych w miotacz płomieni wspieranych przez dowódcę plutonu. Atak Niemców wybił prawie całą drużynę rosyjskiej piechoty, pozostawiając jednego, jedynego sierżanta przy życiu (ostrzał w ogóle nie zrobił na nim wrażenia, bo nie dość, że zdał test ognia, to test za straty zdał na dwóch jedynkach, a jeszcze z greena został regularem). Cała pozostała przy życiu radziecka piechota, wspierana przez ich samochód pancerny rzuciła się w gniewie na Niemców. Komisarz wraz ze swoim adiutantem nawet podeszli tak blisko, że zginęli w walce na bagnety. Na szczęście ostrzał był na tyle skuteczny, że ostatni z Niemców uciekł, porzucając swoich kamratów w niedoli. Na domiar złego jeden z rosyjskich żołdaków szczęśliwym trafem zabił adiutanta dowódcy niemieckiego, a ten przerażony ogromem siły ognia dołączył w ucieczce do ostatniego pioniera (co ciekawe strzał był na 7+, zranił na 6 i z dorzutu było 5, więc niemiecki dowódca na prawdę miał szczęście, że uniknął tej kuli, bo ewidentnie miała wypisane jego imię). Rozwścieczeni Niemcy na koniec bitwy zabili w odwecie rosyjskiego oficera. Co ciekawe w całej bitwie zginęło na prawdę sporo rosjan i tylko kilku niemców, a w kostkach było 2-2, albo 2-3, bo nie pamiętam już, a pierwsza kostka spadła dopiero w 3 turze, kiedy oddziały już walczyły na bagnety. Nie skończyliśmy rozgrywki, ale Jezus przyznał mi palmę pierwszeństwa, bo u Niemców pozostał 1 czterosobowy oddział regularnej piechoty i rusznica z rzeczy, które mogłyby zająć znacznik, a mi pozostało pewnie z 4, czy 5 oddziałów na miejscu, tuż przy znaczniku.

Druga bitwa wyglądała trochę podobnie, choć rosjanie mieli dużo mniejsze straty. W pierwszej turze moja piechota zajęła dwa budynki i bezpieczne pozycje za nimi. Motocykliści wyskoczyli na wysunięte pozycje, samochód pancerny przytłoczony ogniem niemieckiego transportera uzbrojonego w armatę musiał wycofać się na pozycje defensywne. Niemiecki transporter półgąsienicowy ruszył drogą na wprost moich pozycji, pomimo ognia rosjan podjechał bardzo blisko pozycji krasnoarmiejców i spieszył desant pionierów z miotaczem płomieni. Zaatakowali oni piechotę kryjącą się w budynku i zabili wszystkich poza dwoma żołnierzami, którzy spanikowani skryli się w najdalszej izbie i zabarykadowali drzwi (na greena rzuciłem 1 i w efekcie dwóch żołnierzy przeżyło ale skończyli z 6 pinami). Niemcy dość szybko zorientowali się, że znaleźli się w pułapce. Tak blisko radzieckiej piechoty, która otworzyła teraz ogień, a za swoimi plecami dostrzegli radzieckich motocyklistów, którzy kryjąc się za swoimi maszynami otworzyli bardzo celny ogień ze swoich pepeszek. Na domiar złego BA-10 wyjeżdżając zza budynku zniszczył niemiecki transporter, a w płomieniach zginął również siedzący w nim medyk. Niemiecki snajper próbując osłaniać ostrzeliwanych kolegów ogniem, zastrzelił dowódcę radzieckiego zwiadu. Niestety dla mnie w tym momencie skończył się czas na granie. W sumie na stole pozostała pięcioosobowa drużyna niemieckiej piechoty, snajper i lekki moździerz, oraz dowódca plutonu, a w mojej armii teoretycznie nie zginęła jeszcze kostka, chociaż z drużyny dowódcy został tylko adiutant, a jedna z drużyn piechoty nie miała raczej szans się ruszyć do końca bitwy z tyloma pinami, ale reszta armii była nie ruszona, nawet bez pinów. Miała się właśnie rozpocząć 3 tura. Uznaliśmy to za remis, bo po hamsku nie zgodziłem się na wygraną Niemców, pomimo tego, że znacznik spadł prosto w ich ręce, bo tylko i wyłącznie ten rzut o tym zdecydował, ja nawet nie unikałem zajmowania terenu, po prostu Niemcy tak szybko przyjechali, że nie zdążyłem specjalnie się ruszyć (w 2 turze pionierzy byli juz w 6" ode mnie), a byłem w podobnej odległości od środka stołu co niemiecka piechota, po prostu tak zescatterowało. Nie wiem dlatego, czy taką bitwę można liczyć do kampanii. Według zasad misji Miften na koniec bitwy miał znacznik, ale czułbym się mocno pokrzywdzony gdyby zliczać to jako moją przegraną.

1. Oddziały Armii Czerwonej dostały za zadanie wysadzenie ważnych strategicznie budynków we wsi. Niestety trudne warunki pogodowe, bardzo obniżyły skuteczność krasnoarmiejców. Ostrzał karabinowy pomimo nikłej skuteczności powstrzymywał niemiecką piechotę ze zbrodniczego SS. Niestety Politruk plutonu zostawiwszy klucz do magazynku z alkoholem w widocznym miejscu dopisał kropkę nad i radzieckiej klęski i wiele oddziałów pozostało blisko pozycji początkowych, nie będąc w stanie wykonać rozkazu ataku (2 z 3 moich drużyn piechoty przyszły na pole bitwy w 4 turze, a że graliśmy 6 tur, a cele misji były daleko, czyli praktycznie nie wzięli udziału w bitwie). W efekcie na stole operował jedynie niedoświadczony oddział piechoty i motocykliści, prześladowani przez upartą Pumę wroga. Piechotę niemiecką udało mi się dość skutecznie zapinować, a Puma w końcu wpadła w pułapkę zastawioną przez moją piechotę, ale nie miałem możliwości zaatakować z braku sił na stole. W ostatecznym rozliczeniu Szymon wygrał, pomimo gigantycznych strat i sparaliżowania armii przez ostrzał radziecki (największy oddział wroga na koniec bitwy miał 7 pinów)

2. Tym razem Rosjanie dostali za zadanie obronę wysuniętej pozycji na przedmieściach miasta. Bitwa zaczęła się bardzo niemrawo i pomimo ostrzału od pierwszej rundy nie było strat po żadnej ze stron. Niemcy zyskiwali na razie teren, pod osłoną półgąsienicowego pojazdy zwiadowczego, Rosjanie czyniąc niewielkie zmiany w ustawieniu oddziałów szykowali się na przyjęcie wroga na swojej połowie stołu. Niewielki ostrzał ze strony Rosjan zaczął naprzykrzać się niemieckiej, lekkiej haubicy. Przełamanie stagnacji zostało powierzone niedoświadczonej piechocie niemieckiej, która zuchwale podeszła blisko pozycji radzieckich. Jako pierwsi zareagowali motocykliści, którzy próbowali ogniem z pistoletów maszynowych z bezpośredniej odległości zmusić wroga do odwrotu. Niestety ostrzał okazał się mniej skuteczny niż zakładał ich sierżant i Niemcy przedarli się przez pierwszą linię obrony. Odważnie, lub bezmyślnie zdecydowali się zaatakować drużynę radzieckiej piechoty morskiej, osłanianej przez czołg. Marynarze pomimo strat pokonali wroga w krwawej walce na noże. Radziecka piechota, która trzymała przyczółek obrony, obawiając się ataku niemieckiego miotacza płomieni zdecydowała się opuścić budynek i przyczaić się na piechotę wroga osłaniającą na swojej flance szturm niemieckich pionierów. Ku zaskoczeniu sierżanta czerwonoarmiejcy dali popis kunsztu strzeleckiego i kiedy tylko pierwszy Niemiec pokazał się zza narożnika budynku po drugiej stronie drogi otworzyli ogień tak skuteczny, że jedynie sierżant niemiecki, prowadzący drużynę przeżył ten morderczy grad kul (jeśli dobrze pamiętam, to na 6 strzałów, trafiających na 5+ i 2 na 6+ zabiłem 5-ciu Niemców). Niestety Niemcy nie pozostali dłużni i w odwecie pionierzy zabili resztę piechoty morskiej z miotacza płomieni. Teraz na jednej flance pozostała mi drużyna piechoty i motocykliści, czołg w centrum, próbujący unikać konfrontacji z niemieckim pojazdem pancernym, a koło przyczółka został niedoświadczony oddział piechoty wspierany przez dowódcę plutonu oraz dwie rusznice p.panc. Po stronie niemieckiej straty były już bardzo duże. Siły szturmowe stanowiła drużyna pionierów z miotaczem płomieni wspierana przez bohaterskiego sierżanta z wybitego oddziału. Wsparcie z dużej odległości zapewniać miała lekka haubica, wspomagana przez dowódcę plutonu oraz pojazd zwiadowczy. Podzieliłem siły. Czołg oraz drużyna piechoty na drugiej flance skupili się na ostrzale haubicy, aby w ten sposób umożliwić przeskoczenie motocyklistów na flankę, na której byli potrzebni, czyli blisko przyczółka obrony. W tym czasie oddział piechoty wraz z rusznicami oraz dowódcą skupili się na ostrzeliwaniu pionierów. Udało się w ten sposób doprowadzić do tego, że Niemcy nie wytrzymali psychicznie i nie zdali rozkazu. Sytuację próbował jeszcze ratować sierżant wybitej drużyny, który zdecydował się na szarżę na mojego dowódcę, ale celna seria z pepeszy ścięła go zanim doszło do konfrontacji. Motocyklistom w końcu udało się przeskoczyć w potrzebne miejsce i dzięki temu udało się armii czerwonej wybić Niemców zagrażających przyczółkowi obrony. Na koniec bitwy oddział piechoty wrócił do zajmowanego na początku bitwy budynku, oddano jeszcze kilka nic nie znaczących strzałów. Niemieckie siły szturmowe zostały powstrzymane kosztem utraty jednego oddziału, lecz znów nie udało się spełnić zadań szturmowych scenariusza. W rozliczeniu wyszło, że armii czerwonej udało się nieznacznie wygrać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz